Nicholas
Sparks
Wybór
Tł.
Elżbieta Zychowicz
Albatros
2013
398,
[2] s.
Ocena:
7/8
Wyzwanie: 1/52/1. Autor jest mężczyzną
Nowy
Rok rozpoczynam książkę w klimacie romantycznym. Odkąd zekranizowano książkę,
miałam na nią ogromną chęć. I stało się. Zapewne część z Was, jak nie
większość, o książce lub filmie słyszała, bądź nawet zdążyła się z ta historią
zapoznać, dlatego też ta recenzja jest dla tego drugiego grona, która nie miała
okazji, chęci, bądź wciąż się waha. Będzie krótko i bez zagłębiania się w szczegóły.
Króciutkie tło
książki. Jednym
z bohaterów tej książki jest Travis Parker. Travis jest człowiekiem, któremu do
szczęścia nie wiele jest potrzeba: ma pracę, którą lubi, wiernych przyjaciół i
swój wymarzony azyl zwany domem. Jest człowiekiem, który nie stroni od
towarzystwa kobiet, ale również nie angażuje się w stałe związki. Jak to zwykle
bywa w tego typu historiach, dla równowagi musi być również postać kobieca. Do
domku obok wprowadza się Gabby Holland, która w swoim życiu pragnie
stabilizacji oraz spełnienia się jako matka i żona. W przeciwieństwie do
Travisa, od kilku lat jest w związku z tym samym facetem. Na pozór nic ich nie
łączy, w zasadzie zdaja się być swoimi przeciwieństwami, ale czy aby na pewno?
Jak rozwinie się ich znajomość? Czy w ogóle ma szansę przerodzić się w coś
więcej niż relacje czysto sąsiedzkie? Na te pytania możecie znaleźć odpowiedź,
tylko w jeden sposób – mianowicie należy przeczytać tę książkę. Czy warto?
Czy warto po tę
książkę? Kto
czytał cokolwiek Sparksa, ten wie czego może się spodziewać. Powieść została
podzielona na dwie części. Pierwsza opisuje początki znajomości, druga jest
punktem wyjścia prologu, kontynuacją, która nie zapowiada się optymistycznie. Co do postawionego pytania: moim
zdaniem książka ta zasługuje na uwagę, mimo, iż nie wylałam tony łez tak jak
było w przypadku np., „Jesiennej miłości”. W tej historii jest coś, co przykuwa
na tyle uwagę, że trudno przerwać czytanie. Może to ten małomiasteczkowy
klimat, który czaruje spokojem i pewnego rodzaju niezwykłością? O dziwo atutem
może być dość banalna historia, ale nie aż tak bardzo odbiegająca od realiów
życia codziennego? A może to zwyczajnie
dialogi wywołujące uśmiech na twarzy? Jednak największą zaletą tej powieścią
moim zdaniem są jej bohaterowie, zyskujący moją sympatię od samego początku.
Wydają się być autentyczni, naturalni. Dzieje się między nimi chemia, ale nie
jest ona mdła czy nachalna, jak to w niektórych książkach się zdarza. Ich
relacje nie są proste. Ona jest w stałym związku, on wydaje się być luzakiem,
który nie myśli poważnie o przyszłości. Ona kieruje się rozsądkiem, on żyje
chwilą. Jednak z czasem odkrywają, że oboje w sobie nawzajem budzą pasje i
uczucia skrywane przed światem. Uświadamiają sobie czego pragną, poznając
siebie, kłócąc i drocząc się ze sobą, irytują siebie nawzajem, a jednak ich
sąsiedzka znajomość nie kończy się od tak. Tam gdzie czytelnik myśli, że
historia się kończy, okazuje się, że jest jeszcze coś. Coś mi mówi, że już
przewidzieliście happy and, ale jest jeszcze coś. Nie powiem Wam co,
przeczytajcie i sami się przekonajcie jak potoczyły się losy tych dwojga? Czy
wyznali sobie miłość? Jeśli tak, co się stało, że ich szczęście zostało
przerwane? Czy udało im się pokonać przeszkodę?