Wszystkie recenzje zamieszczone na tym blogu są moją własnością. Nie wyrażam zgody na korzystanie z nich bez mojej wiedzy (na mocy Dz.U.1994 nr 24 poz. 83, Ustawa z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych).

czwartek, 17 września 2015

Wśród morskich fal - Recenzja książki Jennifer Donnelly pt. Saga Ognia i Wody: Wielki Błękit

Witam Was serdecznie po krótkiej przerwie. Ale niestety tak już w życiu bywa, że jak coś się wali to nie tylko parami, ale i całymi stadami także, stąd moja nieobecność. Dobra, żeby nie przynudzać przejdę do meritum sprawy, czyli recenzji. Dziś dla Was mam propozycję morską, to jest Sagę Ognia i Wody: Wielki błękit Jennifer Donnelly.




Jennifer Donnelly
Saga Wody i Ognia: Wielki Błękit

tł. Patryk Dobrowolski
Zielona Sowa 2015
Wyd. 1
Liczba stron: 388

Wyzwania:
Przeczytam tyle, ile mam lat w danym roku - 9/25 l. - 2015 

Ocena: 6/10






Serafina jest  córką Isabelli, Królowej Miromary. Jej przeznaczeniem jest odziedziczenie tronu matki, po to by przewodzić najstarszą cywilizacją świata - cywilizacją syren. Jednak by się stać następczynią tronu, młoda syrena musi przejść próby podczas ceremonii Dokimi. W przeddzień uroczystości, dziewczynę nawiedza dziwny sen, który zwiastuje powrót, dawno zapomnianego już zła. W dzień Dokimi ma miejsce straszne wydarzenie, które zmienia niemal wszystko.


Kiedy pierwszy raz ujrzałam tę książkę, wiedziałam, że ją przeczytam. Szczęśliwym trafem udało mi się ją wygrać w jednym z konkursów na LC. Być może, wielu z Was dziwi, że 25 latka sięga po literaturę przeznaczoną dla młodszej młodzieży (12-14 lat), ale cóż mogę powiedzieć - drzemie we mnie dziecko, które wciąż uwielbia magię i przygodę. Według opisu wydawcy, te elementy miałam tu odnaleźć.

Saga Ognia i Wody ma swoje dobre i złe strony. Jako, że książka skierowana jest do młodszego odbiorcy, została napisana dość prosto, a cała historia nie jest skomplikowana, powiedziałabym wręcz, że jest dość przewidywalna,przynajmniej dla mnie. Muszę się także przyznać, ze początek był dla mnie malutką przeszkodą. Pojawia się proste pytanie: dlaczego? Otóż, autorka książki nie szczędziła swoim czytelnikom egzotycznie, morskiego języka (np. "kanjawoohoo", "chillawonda"). Ciekawa jestem, czy zgadniecie co kryje się pod tymi nazwami ? ;) Nie brakuje także zapożyczeń z innych języków jak np. z włoskiego, greckiego, maltańskiego czy indyjskiego. To utrudniało mi wbicie się w rytm czytania i dopiero po kilku rozdziałach, się do tego przyzwyczaiłam, a może zaczęłam po prostu ignorować. W tej chwili trudno stwierdzić. Dla sprawiedliwości, muszę jednak wspomnieć, że na końcu książki znajduje się słowniczek z objaśnieniem wszystkich zwrotów, ale chyba większość z Was się ze mną zgodzi, ze w trakcie czytania jest to niewygodne i nieporęczne. Dla mnie lepiej i wygodniej by było, gdyby objaśnienia znajdowały się np. w przypisie. Zamiast tego przez całą książkę, na marginesie, przewija się żywa pagina, co w tego typu książkach jest zbędne (tak przynajmniej uczono mnie na studiach). No cóż...

Co do postaci, powiem tylko tyle, że nie są one ani dobre, ani złe. Mamy wykreowane nastoletnie syreny, które zostały postawione w nieciekawej sytuacji. Przepełnia je lęk, niepewność, co jest zupełnie zrozumiałe. Jednakże, mimo tych lęków, wyruszają w niebezpieczną podróż, podczas której wykazują się głupotą i przebłyskami mądrości (w stylu "eureka" z zapaloną lampka nad głową), ale także sprytem, rozwagą i zwątpieniem. Ogólnie był to dla mnie obraz bardzo naiwny, momentami nawet uroczy, ale nic więcej. Zabrakło mi wielkiego efektu "łaaał" i "ooooooh".

Szczerze mówiąc, cała konstrukcja książki była niczym fala. Raz nabierała siłę i pędziła, by za chwilę się uspokoić i powiać niekoniecznie bryzą, a lekką nudą. Ciekawie zrobiło się dopiero pod koniec powieści i w sumie tylko dlatego zdecyduję się na kontynuację. Okaże się czy było warto poświęcić swój czas. 

Na koniec powiem już tylko tyle, ze autorka miała fajny pomysł na fabułę, ciekawe rozwiązanie tego jak powstały syreny i z czym się wiązało, ale ten potencjał gdzieś się rozmył, stał się trochę ubogi. Zabrakło mi tej magii, przygody i niezapomnianych wrażeń. Może jednak dziecko we mnie zaczęło się starzeć? Oby nie.
Książka nie jest zła, ale nie jest tez dobra. Być może czytelnikom poniżej 15 roku życia spodoba się bardziej, niż mnie. Dlatego głownie mogę ją polecić jedynie młodszym czytelnikom, Ci starsi mogą się po prostu poczuć rozczarowani. 

11 komentarzy:

  1. Książkę już mam i mam nadzieję wkrótce ja przeczytać ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie czytałam jeszcze tej książki, jednak mam do niej trochę mieszane uczucia i nie wiem czy warto po nią sięgnąć. Jeszcze się zastanowię ;)
    http://alejaczytelnika.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic na siłę :-) Może się ona podobać, lub zawieść...

      Usuń
  3. Dziękuję bardzo, chętnie podejmę się wzywania :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam tą książkę w posiadaniu już dwa miesiące i całkowicie o niej zapomniałam! Aż wstyd dosłownie :D muszę ją koniecznie przeczytać!
    http://skrytaksiazka.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eee tam, uważam, że książki czasami muszą nabrać mocy półkowej, by przyszedł na nie odpowiedni czas ;)

      Usuń
  5. Ostatnio miałam ją kupować, jednak mój wybór padł na "Dotyk Julii", kto wie, może ją przeczytam, chociaż teraz mam po niej mieszane uczucia ;)
    http://zagubieni-w-ksiazkach.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze mówiąc sama sobie bym też nie kupiła tej książki, wiec myślę, że dokonałaś dobrego wyboru :)

      Usuń
  6. Nominowałam Cię do My Little Pony Book TAG :)

    http://szept-stron.blogspot.com/2015/09/my-little-pony-book-tag.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ślicznie :) Chętnie się nim zajmę, jak tylko nadrobię zaległości :)

      Usuń