Wszystkie recenzje zamieszczone na tym blogu są moją własnością. Nie wyrażam zgody na korzystanie z nich bez mojej wiedzy (na mocy Dz.U.1994 nr 24 poz. 83, Ustawa z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych).

środa, 11 listopada 2015

Robert McCammon - Łabędzi śpiew. Księga I



Robert McCammon
Łabędzi śpiew. Księga I

tł. Maria Grabska-Ryńska
Papierowy Księżyc 2013

wyd. 1
Liczba stron: 517

Wyzwania:
Przeczytam tyle, ile mam lat w danym roku - 13/25 l. - 2015

Ocena: 9/10




Rząd Ameryki w odpowiedzi na wrogie ataki, postanawia użyć broni atomowej. Wszystko to, co do tej pory było znane przestaje istnieć. Ludzie, zarówno biedni jak i bogaci, stają przed ogromnym wyzwaniem, jakim jest przetrwanie.
W gruzach Mahattanu, bezdomna kobieta, która nazywa się Siostrą, znajduje dziwny artefakt, który zdaje się być przewodnikiem w tych trudnych czasach. W tym samym czasie, były zapaśnik Joshua Hutchins, został postawiony przed faktem ochrony dziewczynki z darem. Co łączy tych ludzi? Czy uda im się spotkać i pokonać zło?

 Łabędzi śpiew, to książka, która może zachwycić, lub wręcz przeciwnie. Osobiście uwielbiam powieści o tematyce post-apokaliptycznej i niezmiernie cieszy mnie fakt, że do tej pory na żadnej z przeczytanej książek się nie zawiodłam.  Ta historia szczególnie przypadła mi do gustu. Jest magiczna.

To co zauważyłam podczas lektury, to idealne połączenie realizmu z elementami fantasy, które silnie skojarzyło mi się ze stylem Kinga. Utwierdziło mnie to w przekonaniu, że jednak mam do czynienia z wyjątkową powieścią. Autor książki, doskonale zdawał sobie sprawę, z tego co i jak tworzy.

 Trudną sztuką jest stworzyć wyraziste i ciekawe postacie, zwłaszcza jeżeli w powieści występuje ich dość spora liczba. McCammon każdemu z bohaterów nadał fakturę, która w danym miejscu i czasie miała sens. Nie można mówić o przypadkowości czy bezcelowości ich istnienia, nawet jeśli tuż po wprowadzeniu postaci nagle ginie. Wszystkie postacie, bez wyjątku wydają się realne, prawdziwe, powiedziałabym, że nawet barwne. Jednakże nie oznacza to, iż są takie same. Wręcz przeciwnie, moim zdaniem, czytelnik otrzymuje szeroki wachlarz zachowań, osobowości, idei, a tym samym toku myślenia i postrzegania sytuacji, w której się znaleźli. Znajdziemy wśród nich postacie o czystym sercu, do szpiku kości złe, oraz takie, które starają się podążać  właściwą drogą, choć ich sumienia nie są do końca bez skazy. Siostra, Joshua, Swan, Roland, "Królewski Rycerz" bez wątpienia są kluczowi w całej historii. Każda z tych osobowości, została postawiona w trudnej sytuacji. Wszakże świat dosłownie stanął na głowie, a podziały stały się jeszcze bardziej widoczne, choć w takiej sytuacji powinno dojść do zjednoczenia. I tak też w pewnym sensie się staje: ludzie łączą się w grupy, które zamiast sobie pomagać, stają  naprzeciwko, w opozycji do siebie. Co staje się jeszcze bardziej widocznie w Księdze II.

McCammon nie owija w bawełnę zdarzeń, które miały miejsce. Pokazuje surowe, podłe i tak naprawdę egoistyczne oblicze człowieka, które jest bardzo wyraźne na tle tych ludzi, którzy zachowali człowieczeństwo i moralność.  Wydawać by się mogło, że druga grupa z góry skazana jest na porażkę, zwłaszcza, gdy widoczna staje się zasada "prawa dżungli", w której przetrwa najsilniejszy. Ale czy na pewno są na przegranej pozycji? W tej grupie są ludzie, którzy mają wiarę i ostatkiem sił czepiają się nadziei, a ta z kolei może być tarczą, mieczem i wybawieniem. Być może dlatego, pewien tajemniczy "ktoś", tak bardzo stara się wyplenić ostatnie pokłady nadziei, a może uczynić to tylko wtedy, gdy pozbawi życia osoby, które mu zagrażają. 

Sama powieść składa się z 7 zatytułowanych części. Na pozór wydają się traktować o odrębnych wątkach, jednak tak naprawdę stanowią pełną, logiczną całość. Taki podział daje możliwość poznania kluczowych postaci, ich celów, zamierzeń, przemyśleń. W pewnym momencie człowiek, zdaje sobie sprawę, że to wszystko zmierza do ich spotkania, co w potrzaskanym na kawałki świecie nie jest łatwe. Nie oznacza to tym samym, że powieść jest przewidywalna.  Taka konstrukcja książki wpływa na to, że czytelnik nie ma okazji się nudzić. Przynajmniej tak było w moim przypadku. Cały czas miałam wrażenie, że coś się dzieje, że jestem w samym środku tych wydarzeń, tylko zamiast w nich uczestniczyć, byłam wiernym obserwatorem, który czuł to co bohaterowie. Czasami skutkowało to moim głośnym wybuchem  typu "Człowieku, co ty wyprawiasz?!", "Koleś ogarnij się i wiej" lub "Ty s.....u" (to ostatnie może niezbyt kulturalne, ale adekwatne do pewnej sceny bestialskiego okrucieństwa). 

Przez to wszystko co tu napisałam (choć w tym przypadku uważam, ze słów zawsze będzie za mało) chcę powiedzieć, że Łabędzi śpiew, to bardzo emocjonująca powieść, trzymająca w napięciu, wciągająca, niezwykle pobudzająca wyobraźnię. Nie jest to książka, tylko i wyłącznie o wojnie, choć stanowi główne tło. Mimo tego okrucieństwa, zniszczenia i spustoszenia jest ta magiczna iskierka, zwaną nadzieją. Być może dla kogoś innego może zalatywać beznadziejnym patosem, ale dla mnie było to piękne, bo ludzie, grupa ludzi wciąż walczy o lepsze jutro i ta wiara motywuje ich do działania. Nie wiem czy będąc na ich miejscu, nie poddałabym się już na samym początku.

Żeby już Was dłużej nie zanudzać, napiszę tylko: GORĄCO POLECAM, bo warto.














Brak komentarzy:

Prześlij komentarz